poniedziałek, 11 maja 2015

NOWY ADRES, NOWA STRONA

Witam wszystkich!

Z przyjemnością ogłaszam otworzenie nowej strony projektu El Buscador. Zapraszam pod adres:


Wszystkie nowe wpisy będą się od teraz pojawiać wyłącznie na nowej stronie. Zapraszam!

piątek, 10 kwietnia 2015

El Buscador czyli Poszukiwacz



 Witajcie na stronie projektu El Buscador. Nazwa ta po hiszpańsku oznacza "poszukiwacza" i za takiego uważam się ja i reszta ekipy. Czego szukamy? Wszystkiego i niczego konkretnego zarazem, bo cokolwiek znajdziemy można to w jakiś sposób wykorzystać. Im będzie tego więcej, tym szerszy będzie wachlarz możliwości, tym bogatsza oferta środków mogących posłużyć do osiągnięcia "ostatecznego" celu, jakikolwiek by on nie był. Dlatego każde nowe doświadczenie, doznanie, wiedza, każda nowo nabyta perspektywa jest dla nas absolutnie bezcenna. To co musimy robić, to prowokować sytuacje opływające w to bogactwo i czerpać pełnymi garściami. Jednym z najlepszych przykładów takiej sytuacji jest przygoda wynikająca z podróżowania. O tak, gwałtowna zmiana otoczenia, natłok nowych bodźców stymulujących zmysły: dźwięki, obrazy, zapachy, a przede wszystkim ludzie wychowani w innej rzeczywistości, będący prawdziwą skarbnicą. To wszystko miesza się ze sobą i z Tobą tak, że nawet po powrocie do domu nic z tego nigdy nie zniknie. Będzie egzystowało jako kolejny wymiar osobowości, aż po jej kres.


 To na podróżach skupimy się na początku działalności bloga, choć nie musimy się do tego ograniczać. Poszukiwania można toczyć na wielu frontach, a raporty będą publikowane właśnie tutaj. Adios.

Rodos: Część II, rozdziały 4-7

4. WOLNA CHATA
Wcześnie rano budzą mnie odgłosy krzątającego się Stavrosa. Witam się z nim półprzytomnie, pytam co się dzieje, czy już wstawać, czy jakoś pomóc. „No, no, sleep more if you want. I am going to work, my sister will give you a ride to my place, when you will be ready. Bye.” („Nie, nie, śpij dalej jak chcesz. Ja jadę do pracy, moja siostra was do mnie podrzuci jak będziecie gotowi”). Zarejestrowałem „...sleep more...” i natychmiastowo powróciłem w senną otchłań. Kolejne przebudzenie nastąpiło już o normalniejszej porze – w okolicach jedenastej. Wypoczęty jak nigdy zrobiłem obchód po mieszkaniu. Upewniłem się, że to wcale nie był sen i Stavrosa faktycznie nie ma – cała chata nasza. Kuba z Magdą też już wstali, nastąpiły standardowe poranne rytuały, zadzwoniliśmy do Stavrosa aby zorientować się w zaistniałej, tak przecież niecodziennej dla nas sytuacji – okazało się, że nie musimy się przejmować czasem, więc podjęliśmy decyzję o spacerze. Wychodząc poznaliśmy też siostrę Stavrosa. Mieszkała zaraz obok, powitała nas promiennym uśmiechem, ale na tym kontakt się skończył, bo angielskiego ni w ząb. Jeszcze tylko jakoś na migi ustaliliśmy z nią drogę do sklepu, bo zamarzyło nam się syte śniadanie. W sklepie z miejsca poczęstowano nas ciasteczkami, kupiliśmy jajka i zrobiliśmy wielką jajecznicę. Czego chcieć więcej? O! Siostra Stavrosa wpada z talerzem pełnym jej domowych wypieków i życzy nam smacznego. Żyć nie umierać.


piątek, 20 marca 2015

Rodos: Część II, rozdziały 1-3

                                                           CZĘŚĆ II

1. STAVROS SEVDELAKIS
Mały, drewniany, przydrożny sklepik z zajazdem. Wszystko zrobione bardzo porządnie i ładnie. Duże ławy, tarasik z ładnym widokiem na opadające ku morzu lasy, a także wielkie napisy na ścianach informujące o darmowych poczęstunkach domowego wina, miodu, oliwek i tym podobnych pyszności. Miało to zachęcać do zatrzymania się na chwilę w tym urokliwym miejscu i najwyraźniej spełniało swoją rolę, bo grupka jakichś ludzi już okupowała ladę i wszyscy byli w szampańskich nastrojach sądząc po tonie dobiegających mnie głosów. Ja sam miałem ochotę iść dalej (może miałem trochę niedosyt takiego solidnego chodzenia z plecakiem), ale na szczęście Kuba z Magdą stwierdzili, że warto się chociaż zapytać o drogę. Zostałem na tarasiku i pilnowałem plecaków w zadumie, a oni poszli po informacje. Trochę to trwało, bo ciężko było przebić imprezową atmosferę tak przyziemnymi kwestiami jak pytania o drogę, więc w końcu też udałem się pod ladę. Przyjezdni stanowili sporą grupę pijanych Niemców (chyba) pod przywództwem łysego Greka, który obwoził tę paczkę po całym Rodos w swojej monstrualnej terenówce. Właściciel przybytku krzątał się za ladą i dolewał gościom wina.
Zagadaliśmy do Greckiego przewodnika, który uświadomił nam brutalną prawdę o tym jak daleko jesteśmy od plaży w Glyfadzie i że na pieszo raczej tam nie dojdziemy. Czyli znowu trzeba łapać stopa, ale czasu jeszcze sporo, to można sobie po prostu pogadać. Opowiedzieliśmy o ośmiornicach, bo jak dotąd była to największa przygoda. Grek był pod wrażeniem, ale ponoć mieliśmy naprawdę duże szczęście, bo to ani nie ten sezon, ani nie ten rejon, aby łapać głowonogi. Większych debat nie uskutecznialiśmy. Całe niemieckie towarzystwo szprechało pomiędzy sobą we własnym języku, ich przewodnik był bardziej zainteresowany rozmową ze sprzedawcą, z którym być może się znał, więc usiedliśmy na uboczu i odpoczywaliśmy delektując się luźną atmosferą.

środa, 4 marca 2015

Rodos: Część I, rozdziały 9-10

9. SKAŁA I RYTUAŁ

 Polowanie na ośmiornice było zdecydowanie największą przygodą przeżytą w trakcie pobytu w Amiros Skala. Kolejny dzień minął na totalnym luzie. Pływanie, jedzenie, pływanie, jedzenie i tak do wieczora. Ten senny rytm urozmaicaliśmy sobie skokami ze sporej skały wystającej niedaleko od brzegu. Zabawa fajna, adrenalina się podnosi, chociaż chyba za mocno jak na skalę wyczynów i skalę samej skały – może trzy metry wysokości. Nagraliśmy mnóstwo filmików z tej „ekstremalnej” rozrywki i po ich obejrzeniu stwierdzam, że chyba jednak nie nadają się do publikacji z ciężką elektroniką w tle. I tak było super.

                                                                   nasza wielka skała

piątek, 27 lutego 2015

Wielka islandzka majówka 25.04 – 25.05.2014 autorstwa poszukiwaczki Marty


Wyjazd planowany od kilku lat (mapy i przewodniki kiszą się w szufladzie), ale zawsze albo brak urlopu, albo kasy, no i pytanie z kim. W końcu we wrześniu 2013 podejmuję decyzję – sama, własnym wiekowym (rocznik 1993) autem. Udaje mi się przekonać kierownictwo, że zakład jakoś przetrwa beze mnie przez miesiąc, kupuję bilety na prom i czytam, co mi tylko na temat Islandii wpadnie na ekran. Większość zgodnie odradza maj, bo to jeszcze zima i sporo dróg zamkniętych, ale decyzja już zapadła.

czwartek, 12 lutego 2015

Rodos: Część I, rozdziały 5-8

5. WIELKIE POLOWANIE: PIERWSZA KREW


 Godzina próby zbliżała się po cichu. Nikt nie spodziewał się nadchodzącej przygody. Po tym jak już namachaliśmy się dzidami reszta dnia mijała spokojnie. Trochę leniuchowania w dusznym upale, czytanie książek, gazet, wycieczka pod prysznic, w końcu kolacja. Zapadł zmrok, światło bijące od ogniska tańczyło intrygująco na skalnych ścianach naszej bazy, morze spokojnie szumiało. „Chodź Tymon, sprawdzimy co teraz dzieje się pod wodą” powiedział Kuba. Jakże mógłbym się nie zgodzić? Założyliśmy płetwy, maski, rurki, chwyciliśmy włócznie i powoli zaczęliśmy się przeciskać przez płyciznę w wąwozie ku otwartej wodzie.

wtorek, 3 lutego 2015

Teneryfa autorstwa Poszukiwaczki Marty - mojej mamy

                                                                   PROLOG

Urlop 2014 dawno wykorzystany, a mnie ciągnie w góry. Całkiem przypadkiem (J)trafiam w internecie na bilety czarterowe na Teneryfę – wylot 1.01.2015, powrót 9.01.2015, czyli już przysługuje mi nowy urlop, a jeszcze załapują się 2 dni świąteczne. Trochę zbyt optymistycznie rezerwuję dwa bilety dla siebie i Tymona, wylot jest z Katowic, jak się później okaże, najgorszego miejsca w Polsce. Zapowiadają się 24 godziny w jedną stronę, w tym kilka godzin czekania na dworcach i lotniskach, ale wizja egzotycznego wyjazdu łagodzi wszystko.

sobota, 31 stycznia 2015

Rodos: Część I, rozdziały 1-4

 PS. Czytelnikom przypominam o istnieniu prologu z Rodos.

                                           CZĘŚĆ I        

1. PORANNE POWINNOŚCI


 Budzę się jako pierwszy. Mój sen może nie był zbyt głęboki, ale od razu po otwarciu oczu wiem, że po wieczornym nie najlepszym samopoczuciu nie ma najmniejszego śladu. Rozglądam się dookoła i podziwiam scenerię w blasku słońca. Postanawiam zrobić mały zwiad po okolicy i przy okazji załatwić standardowe poranne powinności, więc chwytam za rolkę papieru i ruszam. Jako pierwsze moją uwagę przykuwa wąskie zagłębienie rozpoczynające się 5 metrów od miejsca w którym spaliśmy. Zauważyłem je już w nocy, ale nikt tam nie zaglądał. Teraz widziałem wyraźnie, że zejście w ten mini wąwóz nie będzie sprawiało żadnego problemu. Na dole okazuje się, że potencjał tego miejsca wykracza daleko poza toaletę, więc odstępuję od swoich pierwotnych zamiarów. Rozpadlina jest wąska, ale długa i wysoka. Nie dosięgnie nas tu ani palące słońce, ani wzrok ludzi z ulicy. Miejsca wystarczy aby wygodnie usiąść i rozłożyć wszystkie rzeczy. Jest bezpośrednie wejście do wody. Baza idealna. Jednak coraz bardziej palące potrzeby zmusiły mnie do wznowienia eksploracji okolicznych terenów. W końcu schowałem się za jakimś krzaczkiem na zboczu i z pięknym widokiem na morze oddałem się kontemplacji. Szkoda, że po chwili zza skały wyłonił się prom wypełniony turystami podziwiającymi wybrzeże. Skoro ja widziałem, że niektórzy mieli lornetki, to tym pewniejsze jest to, że oni widzieli mnie. Trudno, najważniejsze to nie przejmować się niczym i nigdy nie okazywać wstydu. Prom się oddala, ja kończę i dopiero teraz czuję pełnię szczęścia, czuję, że mógłbym latać.

wtorek, 20 stycznia 2015

Prolog z Rodos

                                                   PROLOG Z RODOS

1. TELEFON
Druga połowa sierpnia, siedzę w domu bez żadnych konkretnych pomysłów na koniec wakacji, trochę się przejmuję pewnymi szkolnymi sprawami, trochę trwa marazm. Nagle dostaję telefon od Kuby: "Ej, Tymon. Lecisz ze mną i z Magdą na Rodos w przyszłym tygodniu?". "Chwila, chwila" myślę sobie. Lubię podróże, ale niestety często mam problem z nagłymi, spontanicznymi akcjami. Jak coś ma się gwałtownie zmienić w najbliższym czasie, to, niestety, standardową reakcją jest wycofanie. Tak było i tym razem, więc po prostu obiecałem, że się zastanowię. Pod stwierdzeniem "zastanowię się" mam na myśli "zapytam mamę o zdanie". Mama w kwestii podróżowania jest dla mnie absolutną mentorką, sama jeździ dziesięć razy częściej ode mnie i na dziesięć razy bardziej hardcore'owe wyprawy, więc konsultacja jest obowiązkowa. W sumie chodziło też o aspekt finansowy. Oczywiście usłyszałem, że to wręcz obowiązek, żebym leciał na Rodos skoro bilety są takie tanie (300 zł w obie strony), więc machina ruszyła.