PS. Czytelnikom przypominam o istnieniu prologu z Rodos.
CZĘŚĆ I
1. PORANNE POWINNOŚCI
CZĘŚĆ I
1. PORANNE POWINNOŚCI
Budzę się jako pierwszy. Mój sen może nie był zbyt głęboki,
ale od razu po otwarciu oczu wiem, że po wieczornym nie najlepszym
samopoczuciu nie ma najmniejszego śladu. Rozglądam się dookoła i podziwiam
scenerię w blasku słońca. Postanawiam zrobić mały zwiad po okolicy i przy
okazji załatwić standardowe poranne powinności, więc chwytam za rolkę papieru i
ruszam. Jako pierwsze moją uwagę przykuwa wąskie zagłębienie rozpoczynające
się 5 metrów od miejsca w którym spaliśmy. Zauważyłem je już w nocy, ale nikt
tam nie zaglądał. Teraz widziałem wyraźnie, że zejście w ten mini wąwóz nie
będzie sprawiało żadnego problemu. Na dole okazuje się, że potencjał tego
miejsca wykracza daleko poza toaletę, więc odstępuję od swoich pierwotnych
zamiarów. Rozpadlina jest wąska, ale długa i wysoka. Nie dosięgnie nas tu ani
palące słońce, ani wzrok ludzi z ulicy. Miejsca wystarczy aby
wygodnie usiąść i rozłożyć wszystkie rzeczy. Jest bezpośrednie wejście do wody.
Baza idealna. Jednak coraz bardziej palące potrzeby zmusiły mnie do wznowienia
eksploracji okolicznych terenów. W końcu schowałem się za jakimś krzaczkiem na
zboczu i z pięknym widokiem na morze oddałem się kontemplacji. Szkoda, że po
chwili zza skały wyłonił się prom wypełniony turystami podziwiającymi wybrzeże.
Skoro ja widziałem, że niektórzy mieli lornetki, to tym pewniejsze jest to, że
oni widzieli mnie. Trudno, najważniejsze to nie przejmować się niczym i nigdy
nie okazywać wstydu. Prom się oddala, ja kończę i dopiero teraz czuję pełnię
szczęścia, czuję, że mógłbym latać.