sobota, 31 stycznia 2015

Rodos: Część I, rozdziały 1-4

 PS. Czytelnikom przypominam o istnieniu prologu z Rodos.

                                           CZĘŚĆ I        

1. PORANNE POWINNOŚCI


 Budzę się jako pierwszy. Mój sen może nie był zbyt głęboki, ale od razu po otwarciu oczu wiem, że po wieczornym nie najlepszym samopoczuciu nie ma najmniejszego śladu. Rozglądam się dookoła i podziwiam scenerię w blasku słońca. Postanawiam zrobić mały zwiad po okolicy i przy okazji załatwić standardowe poranne powinności, więc chwytam za rolkę papieru i ruszam. Jako pierwsze moją uwagę przykuwa wąskie zagłębienie rozpoczynające się 5 metrów od miejsca w którym spaliśmy. Zauważyłem je już w nocy, ale nikt tam nie zaglądał. Teraz widziałem wyraźnie, że zejście w ten mini wąwóz nie będzie sprawiało żadnego problemu. Na dole okazuje się, że potencjał tego miejsca wykracza daleko poza toaletę, więc odstępuję od swoich pierwotnych zamiarów. Rozpadlina jest wąska, ale długa i wysoka. Nie dosięgnie nas tu ani palące słońce, ani wzrok ludzi z ulicy. Miejsca wystarczy aby wygodnie usiąść i rozłożyć wszystkie rzeczy. Jest bezpośrednie wejście do wody. Baza idealna. Jednak coraz bardziej palące potrzeby zmusiły mnie do wznowienia eksploracji okolicznych terenów. W końcu schowałem się za jakimś krzaczkiem na zboczu i z pięknym widokiem na morze oddałem się kontemplacji. Szkoda, że po chwili zza skały wyłonił się prom wypełniony turystami podziwiającymi wybrzeże. Skoro ja widziałem, że niektórzy mieli lornetki, to tym pewniejsze jest to, że oni widzieli mnie. Trudno, najważniejsze to nie przejmować się niczym i nigdy nie okazywać wstydu. Prom się oddala, ja kończę i dopiero teraz czuję pełnię szczęścia, czuję, że mógłbym latać.

wtorek, 20 stycznia 2015

Prolog z Rodos

                                                   PROLOG Z RODOS

1. TELEFON
Druga połowa sierpnia, siedzę w domu bez żadnych konkretnych pomysłów na koniec wakacji, trochę się przejmuję pewnymi szkolnymi sprawami, trochę trwa marazm. Nagle dostaję telefon od Kuby: "Ej, Tymon. Lecisz ze mną i z Magdą na Rodos w przyszłym tygodniu?". "Chwila, chwila" myślę sobie. Lubię podróże, ale niestety często mam problem z nagłymi, spontanicznymi akcjami. Jak coś ma się gwałtownie zmienić w najbliższym czasie, to, niestety, standardową reakcją jest wycofanie. Tak było i tym razem, więc po prostu obiecałem, że się zastanowię. Pod stwierdzeniem "zastanowię się" mam na myśli "zapytam mamę o zdanie". Mama w kwestii podróżowania jest dla mnie absolutną mentorką, sama jeździ dziesięć razy częściej ode mnie i na dziesięć razy bardziej hardcore'owe wyprawy, więc konsultacja jest obowiązkowa. W sumie chodziło też o aspekt finansowy. Oczywiście usłyszałem, że to wręcz obowiązek, żebym leciał na Rodos skoro bilety są takie tanie (300 zł w obie strony), więc machina ruszyła.